środa, 2 września 2015

O mojej pazerności na książki.

   Książka leżała już na stoliku, kiedy trafiłam z malutką do szpitala. Leżała tak jeden dzień, drugi, trzeci, czwarty i jakoś nikt się po nią nie zgłosił. W dniu wypisu spojrzałam na książkę i tak ciepło koło serca się zrobiło.
- Słuchaj - mówię do męża - Tu leży książka. Jak ją wezmę to będzie kradzież, bo nikt po nią nie przyszedł. A w sumie to szkoda ją tak zostawić. Taka samotna i porzucona.
- Nie - odpowiada mąż - To będzie adopcja.
I w ten oto sposób adoptowaliśmy "Robinsona Cruzoe".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz