piątek, 30 czerwca 2017

Viktor Hugo.

   Rano piję zawsze szybką kawę i sprawdzam pocztę, wiadomości, informacje. Otwieram google, a tam na dzień dobry informacja: świętujemy twórczość Viktora Hugo. Poprawiło mi to humor z samego rana i przypomniało, że muszę uzupełnić braki w biblioteczce i czytelnictwie.
"Nędzników" w tej chwili zna każdy. Jednak gdybym miała polecić ekranizację to tylko francuską produkcję z 1982 roku.
Drugą książka Hugo, która wpadła mi w ręce był "Rok 93". Opis szalejącej pod pokładem statku armaty, był tak realistyczny, że w pewnym momencie zasłoniłam się rękami.
Jego książki czyta się przez kilka zdań, a potem trafia się do książki.
Widzieć i słyszeć poprzez słowa - to chyba najlepiej określa jego powieści.

Victor Hugo.jpg

niedziela, 30 kwietnia 2017

"Krzyk o świcie"

   Ten mały tomik wierszy ostatnio noszę cały czas w torebce. Sięgam po niego w wolnej chwili. Książka leżała na stoliku w kościele razem  z publikacjami "do wzięcia". Nie było ceny więc do skarbonki wrzuciłam tyle ile uważałam. Wśród autorów znajdziemy Broniewskiego (jakże inna twórczość od tej wyuczonej w szkole), Borowskiego, Iłłakowiczównę, Miłosza. Chociaż większość to nieznane nazwiska więźniów z Katynia, Kozielska czy Starobielska i członków ich rodzin.
   Każdy wiersz to emocje, to ogromna tęsknota i rozpacz za najbliższymi, za krajem. Czytając wiersze, wydawało mi się, że ta tęsknota jest większa niż strach, niż sama świadomość śmierci.
   Warto poszukać w księgarniach, antykwariatach, w bibliotece. To jest jedna z tych książek, którą przerzuca się na półce, bo nie kusi okładką. Wokół której nie ma reklamy, bo jak zareklamować śmierć?
   Jest jak brylant wśród ogromnej ilości szlifowanych szkiełek.